Czy nikt wcześniej nie wspominał, że czas spędzony w USA jako Au Pair zapierdziela jak poebany?
To już trzy tygodnie odkąd tu jestem...
No cóż... pora wrócić myślami do czasu spędzonego w NYC i opowiedzieć Wam troszkę jak to wszystko wyglądało.
W hotelu jak pisałam wcześniej byłyśmy koło 12 w nocy, na dzień dobry dostałyśmy buteleczkę wody, zieloniutkie jabłuszko i zestaw ulotek, informacji z biura Au Pair.
Na drugi dzień o 6.30!!! była pobudka, o 7.00 śniadanko i od 8.00 rozpoczynało się szkolenie.
Myślę, że nie ma sensu opisywać, co dawali nam do jedzenia, ale jakby kogoś to baaardzo interesowało, to proszę pytać w komentarzach haha.
|
Takie tam, koło hotelu. |
|
Poljaczki <3 |
Orientation prowadziła prze-mi-ło-sym-pa-ty-czno-ko-cha-niut-ka Jodie. Kobietka pewnie po 60-tce przypominająca nasze babcie. Jak na różnych blogach czytałam, że cały ten trening jest nudny i do niczego niepotrzebny, to ja się czułam przez te trzy dni jak na dobrym przedstawieniu! Przypominam, że jechałam z APIA. Jodie potrafiła w wykład o pierwszej pomocy wstawić zabawne anegdotki! Powiem szczerze, że cały ten trening chętnie odbyłabym ponownie!
Oprócz tego, że Jodie dała nam mnóstwo przydatnych porad, to również powiedziała, że gdy będziemy miały jakikolwiek problem, czy byśmy strasznie tęskniły za rodziną, to możemy o każdej porze dnia i nocy zapukać do drzwi jej pokoju, gdzie ma ogromne pudełko chusteczek i może nas wysłuchać i mocno przytulić :)
Pierwszego dnia po treningu o 16 była wycieczka do NYC za całe 75$ (zdzierstwo). Ja oczywiście nie miałam pojęcia, że jak się tą wycieczkę zamówi wcześniej to agencja pisze do rodziny, czy chcą zapłacić za tą wycieczkę i tym sposobem większość lasek miała darmowy trip. Ja zdecydowałam się dopiero na miejscu, więc płaciłam za to sama, ale powiem szczerze, że nie żałuję :) Sami zobaczcie.
|
Odśnieżanie w NYC haha |
Powiem szczerze, że pomijając te wszystkie informacje, które pochłonęłam na treningu, to te trzy dni były dla mnie zbawieniem, przed godziną "zero" i spotkaniem z rodziną...
We czwartek o godzinie 14 (chyba coś koło tej godziny), miałam lot do San Francisco. Caaałe szczęście nie leciałam sama a z trzema innymi dziewczynami z Niemiec, Afryki Południowej i Hiszpanii. Lot był opóźniony o godzinę, a cała trasa trwała 6 godzin. Stres przy lądowaniu niesamowity. Nie, nie z powodu lądowania, tylko na myśl, że za kilka minut spotkam HD i milion myśli: jak się przywitać? przytulić? podać rękę? czy w ogóle przyjedzie? czy się spóźni? co robić jak go nie będzie? co robić jak będzie? o czym z nim rozmawiać? o Boże o Boże!!!
|
San Francosco nocą, z samolotu oczywiście :) |
Powiem tak... połowy nie pamiętam :) Pamiętam tylko, że jak zobaczyłam HD idącego w moją stronę uśmiechał się do mnie, ja wyciągnęłam rękę, a on mnie przytulił, tak miło :)
Później poczekaliśmy na mój bagaż, zeszliśmy na parking do samochodu i jechaliśmy do Lafayette, a po drodze HD opowiadał mi gdzie i co się znajduje, bo przez kilka lat mieszkał w SF i nadal tam pracuje. Jeszcze po drodze zapytał, czy chcę zobaczyć fajne miejsce, oczywiście powiedziałam, że tak! Pomimo, że była 23 godzina... HD zawiózł mnie na jakąś zatoczkę, z której było widać całe SF, Golden Gate, wyobraźcie to sobie nocą. :)
O zapomniałam pokazać, co nam przygotowali na obiad na ostatni dzień!
How cute!!!
Mam nadzieję, że ten post objaśnił Wam co nieco :)
Jeśli macie jakieś pytania piszcie śmiało!
Zapraszam także na mój instagram "annajedlinska" po więcej zdjęć :)
Buziaki! - Hankowah